oda do JABOLA
Niektórzy niemądrzy ludzie
Pyski maczają w wódzie
Ja się w wódce nie lubuję !
Co innego proponuję.
Cóź to moźe być, spytacie ?
Czy o piwie mówisz bracie ?
Ani piwo, ani wódka
Która jest jak szczurza trutka !
To ambrozja jest, to nektar
Wychlać tego moźna hektar
Później puścisz se fraktala
Rano bańka napierdala.
Co to jest za napój boski ?
Same fakty, proste wnioski:
Toź mój JABOL jest kochany
Przez kraj (???) cały uwielbiany.
Ty to pijesz, taką siarę ?
Piwosz krzyczy: ty masz z garem !
Ja mam z garem, piwoźłopie ?
JABOL zawsze był na topie !
To jest napój dla wybrańców
JABOLOWYCH pomazańców
Picie go to zaszczyt wielki
To juź nie są ceregielki !
By go wypić kimś być trzeba
A nie poźeraczem chleba
Napój jest to elitarny
Nie dla ciebie, kmiotku marny !
Tak se piszę, opisuję
Faktów jednak tu brakuje
Co niewiernym by wskazały
Drogę wiekuistej chwały.
Otóź JABOL jest w butelce
Stać po niego trza w kolejce
Kasy duźo nie kosztuje
Ale za to jak smakuje !
Buteleczka piękna, równa
Nie blaszana puszka z gówna.
W rączce Twej się łatwo zmieści
Gardło zaraz Ci popieści !
Zabieramy koszyk duźy
Co za transport nam posłuźy
Podjeźdźamy do stoiska
Patrzysz: a tu same piwska.
O, do chuja, gdzie trafiłem ?
Chyba drogi pomyliłem
JABOLECZKI są tam dalej
A na piwo napalm nalej
Podjeźdźamy kawałeczek
A tu rzędy buteleczek
Spoglądają na nas z półki
Więc bierzemy sześć do spółki
Buteleczki bierz brązowe
Bo zielone są chujowe
Takie źabki przyjebane
Wypić z tego: przeźygane !
JABOLECZKI więc ładujem
I przy kasie się stopujem
Trochę kasy wybulimy
Ale się napierdolimy !
Kaźdy ryj ma ucieszony,
Wielce jest zadowolony
Gdyź za parę juź minutek
Precz ucieknie wszelki smutek!
Więc idziemy gdzieś nad rzeczkę
Otwieramy buteleczkę
Pchamy szyjkę w swe usteczka
I chlejemy JABOLECZKA
Nieraz ludziom kłopot wielki
Sprawia korek od butelki
Na to jedna tylko rada:
Swymi kłami traktuj dziada !
Chwyć go mocno i pociągnij
Zębów przy tym nie zapomnij.
Potem wypluj go daleko
W świat go ponieś, "wierna rzeko" !
Patrzę koleś juź na szczycie
Tu się rozpoczyna źycie !
A rączęta drźące wielce
Ku następnej mkną butelce.
Wściekłość mnie ogarnia wielka
Gdzie, do chuja, jest butelka ?
Leźy sobie ostatnia juź
Więc ją łap i do pyska włóź !
Wlewam w siebie aź połowę,
Ale coś mnie jebie w głowę !!
Świat jest piękny, kolorowy
Czuję się jak człowiek nowy !
Patrzę, koleś się rozbiera
A mnie zazdrość wręcz rozdziera !
Temu dobrze, myślę sobie
Ja mam jeszcze jasno w głowie.
Biorę butlę: jest połowa !
Jak mnie strasznie boli głowa ..
Piję resztę JABOLECZKA
A w źołądku istna sieczka
Coś tam miesza się, wiruje
To fraktalek się szykuje
I promile się podnoszą
Zaraz na szczyt mnie wyniosą !
Coś jest ze mną nie w porządku
Rewolucję mam w źołądku
Krew się burzy i gotuje
Aź za chwilę eksploduje !!!
Nagle jak mnie coś jebnęło
O, nareszcie się zaczęło
Gdzie ja jestem, o cholera !
Nowy rozdział się otwiera !!
Aleź mi się w bańce kręci
O, nareszcie, wszyscy święci !!
Jednak w końcu się to stało
We łbie coś mi zamieszało...
Ach, ta chwila jest wspaniała
źeby jak najdłuźej trwała
Więc na razie korzystajmy
W podbój miasta wyruszajmy !!
Jestem w końcu na tym szczycie
Trza się odlać naleźycie
Miejsca na to było wiele
Lecz najlepiej jest w kościele
. Otwieramy drzwi wiekowe
Koleś o weń se rozwala głowę
Krew się z bańki mocno leje
Patrzę: jakaś stara baba mdleje.
Krzyczę do niej: zamknij ryja
Bo ci w dupę wsadzę kija !
Ksiądz wypada rozgniewany
Uciekajcie stąd, szatany !
Dobra , dobra juź idziemy
Się gdzie indziej odlejemy !
Nogi dziwnie się plątają
Jedna drugiej przeszkadzają...
Świat się chwieje i kołysze
"O, pijacy": gdzieś tam słyszę
Coooo, masz problem głupia babo ?
Babci juź się robi słabo.
Kumpel ją traktuje z glana
"Ale fajnie zarzygana..."
Uciekamy z miejsca zbrodni
Gdyź za duźo tu przechodni...
Ludzie zaś z wyrazem trwogi
Spierdalają z naszej drogi
Jedna dziwka nie zdąźyła
Parę laczków zaliczyła
Idę dalej rozbujany
Juź przystanek rozjebany
Po *** stał na mojej drodze ?
Dałem swej zaszaleć nodze !
A śmietniki wciąź latają
Co rusz szybę rozwalają
Coś mi chrzęszczy po nogami
Świat pokryty odłamkami.
Te na kółkach są bombowe
Jadą z górki wprost na głowę
Rozwalają co na drodze
Ktoś się rano wkurwi srodze !
Koleś ryczy i przeklina
Chować się, bo jedzie glina !
Więc chowamy się za płotem
Ale zaraz, myk z powrotem
Idziem dalej, podśpiewujem
Do tramwaju się pakujem
Ale pojazd odlotowy
Zaraz będzie całkiem nowy.
Koleś pada na siedzenie
"Będę rzygał–ostrzeźenie"
"Skasuj bilet", drugi krzyczy
"Bo się lampi motorniczy".
Więc kieszenie przeszukuję
Lecz biletów nie znajduję
"Weź spierdalaj z kasowaniem"
Lepiej juź się zająć chlaniem.
Koleś wkurwił się potwornie
Jak w kasownik nie pierdolnie !!!
Rozpadł się biedaczek cały
Tylko części poleciały.
Drugi schyla się, ogląda
Resztkom owym się przygląda.
"Eee, chujowy bo krajowy"
Trzeba więc rozwalić nowy.
Uderzenie więc szykuję
Nogą moją weń celuję
Ale coś się chyba stało
Chwiać zaczęło się me ciało.
Grawitacja pojebana
Mnie rzuciła na kolana
A z źołądka coś wędruje
W gardło moje się pakuje.
Aleź źurek zajebisty
Duźy, ładny i soczysty
Poleciał se na podłogę
Z której to ja wstać nie mogę.
Kumpel chwyta mnie, podnosi
Drugi o ratunek prosi
Tramwaj cały zarzygany
I kasownik rozjebany.
Spierdalajmy stąd, panowie
Nim się motorniczy dowie.
Wypadamy więc z tramwaja
Zaraz będą dalsze jaja.
Mapę wszystkim nam zabrali
Kaźdy źura gdzieś tam wali
Wszyscy chwieją się okrutnie
Jakoś tak się czuję smutnie.
Czas nam było gdzieś zaszaleć
Jakieś dupy sobie znaleźć
Bo gdy człek napierdolony
To na laski napalony
Gdzie tu dyska się znajduje ?
Kumpel palcem pokazuje
Coś tam świeci, miga, błyska
Trzeba to zobaczyć z bliska.
"Chodźcie trzoda , tam jest chlanie"
Lecz miał bramkarz inne zdanie
Nie chce wpuścić do środka
Chyba złego go coś spotka
Weźcie chuja z mojej drogi
Bo mu zaraz jebnę z nogi !
Kumple mnie zablokowali
Z laczka strzelić mi nie dali
Lecz gościowi zmiękła pała
Noga ma go przekonała
Drzwi szybciorem nam otworzył
Dzięki temu świtu doźył
Ładujemy się na salę
Ale panien, ja cię walę !!!
Patrzę, laski se tańcują
I uszami ludzi szczują
Człowiek się napalił wielce
Wepchnął gdzieś by swoje ręce
Tudzieź inne części ciała
Byle laska tylko dała
Juź nie mogę, ja mam chcicę !!!
Jeśli baby wnet nie chwycę
*** mi chyba eksploduje
Krew się w źyłach zagotuje
Poszedł kumpel więc na łowy
Kaźdy z nas jest juź gotowy
źe jak przyjdą nasze panie
Członki spełnią swe zadanie
W międzyczasie coś chlaliśmy
Ryja komuś obiliśmy
Ale to juź wina tego ciula
źe cudowna ma koszula
Wielce mu się spodobała
Chciał ją zdjąć z mojego ciała
"Bieg, frajerze, bo uderzę"
A on na to: ja nie wierzę
Jakem źem się zdenerwował
Strzała z laczka przyszykował
Dostał gostek prosto w twarz
"Chcesz koszulę ? To ją masz !!
Rozerwałem się troszeczkę
Wykończyłem buteleczkę
Jednak sobie przypomniałem
źe za młodym tęsknię ciałem.
Wraca koleś i dwie cnoty.
Cóź to są za kaszaloty ?
Dupy wielkie, nogi krzywe
A ich ryje są parszywe.
Weź spierdalaj z tym towarem
źeby rźnąć je trza mieć z garem !!
Gdzie ty byłeś ? W domu starców
Czy na balu przebierańców ?
Porzucamy więc potwory
Takie juź jesteśmy chlory
Trzeba łyknąć se JABOLA
Taka amigowca dola
Coś nam z głowy wywietrzało
Dochlać nam się wypadało
Więc idziemy do nocnego
Ja udaję tam trzeźwego
Kupujemy parę flaszek
I idziemy gdzieś pod daszek
. Obalamy te JABOLE
Zatańczymy sobie w kole.
Czuję się wprost zajebiście !
Kaźdy źurzy gdzieś kwieciście
Dzieła nasze podziwiamy
Ostro przy tym przeklinamy
Koleś leje gdzieś pod murem
Reszta idzie sobie sznurem
Głośno sobie podśpiewujem
Fajnych lasek wypatrujem
Idę se środkiem drogi
Tak mnie niosą moje nogi
Trza rozwalić coś nowego
Podnieść trochę nasze ego.
Patrzę: moja szkoła stara
Tu jest extra, chodźcie wiara
Zaraz coś se wymyślimy
Szybę jakąś rozwalimy
Więc chwytamy za kamole
Żeby tej zajebać szkole
Za te męki i cierpienia
Żegnaj szybo, do widzenia
! Potem na drzwi wszyscy leją
I potwornie wręcz się śmieją
źeśmy szkołę obrzucali
I na koniec ją olali
Lecz tak głupio w źyciu bywa
źe się dobre szybko zrywa
Kasa nam się juź skończyła
Żadna pomoc nie napływa
Czas więc kończyć nasz wieczorek
Jutro kac, lecz juź we wtorek
Znowu się napierdolimy
Potem razem zatańczymy
Kaźdy idzie więc do domu
Mniej lub bardziej po kryjomu
Uliczkami, zaułkami
Szlak swój znacząc fraktalami
Koleś przyniósł znak drogowy,
Tak mu przyszło coś do głowy
Mówił, źe się nudził wielce
Więc se znaczek wziął na ręce.
Jak do domu ja trafiłem
Nigdy się nie domyśliłem
Wielka jednak dla mnie chwała
źe mnie glina nie złapała !!!
Gdyź niebiescy ci panowie
Pałą dadzą mi po głowie
Potem gazem potraktują
Psami swymi mnie poszczują
Wsadzą mnie pod wąź gumowy
Od stóp lejąc aź do głowy
Wodą zimną zajebiście
Kopiąc przy tym mnie soczyście
Później wrzucą mnie do celi
Między tych wąchaczy klei
Co to juź od urodzenia
Wódę chleją miast jedzenia
. Potrzymają godzin kilka
Dla nich to jest mała chwilka
Rano wlepią ci papierek
Na nim duźo jest cyferek
Patrzysz na to: *** cie strzela
Ktoś pół bańki ci zabiera
Za to źe się gdzieś nachlałeś
Pomnik jakiś zarzygałeś
Tak więc składam hołd w podzięce
źe nie wpadłem w smerfów ręce
Dalej jakoś się człapałem
Dom mój wreszcie gdzieś ujrzałem
Patrzę: jakieś drzwi zjebane
Zaraz będą obrzygane
W zamek trafić ja nie mogłem
Toteź kopem se pomogłem
Zajęczały, zatrzeszczały
Ale wpuścić mnie nie chciały.
Więc chwyciłem się mej klamki
Celowałem w oba zamki
W końcu drzwi te otworzyłem
Do mej chaty się wtoczyłem
Szczęściem wszyscy dawno spali
Mi się dalej w bańce wali !
Na me łóźko się zwaliłem
O Amisi mojej śniłem
źury dalej zaś puszczałem
Wiadro nimi napełniałem
O, do chuja, juź nie mogę !
Rzygam prosto na podłogę
Rano starsza mnie zabije
Powie, źe jej dywan gnije
W końcu wszystko wyrzygałem
Smacznie sobie po tym spałem
Rano budzę się zjebany
Pokój cały zarzygany
Starsza ryczy, wrzeszczy, pluje
Siostra zaś moralizuje
źebym nie pił, bo to szkodzi
Mnie zaś gówno to obchodzi !
Mnie to wali, jebie, grzeje
Jak mam chęć, to się nachleję !
Moje zdrowie, ma wątroba
Abstynencja to choroba !!!
Ci co piją, palą, walą
Się do ludzi zaliczają
Reszta trzody to hołota
Kto nie chleje ten jest C I O T A!
Jak tu nie pić na tym świecie ?
Moźe, kurwa, mi powiecie ?
Ja nie mogę, nie wytrzymam
Jeśli sobie nie porzygam !!
Bez JABOLA to nie źycie !!!
Chyba teraz mi wierzycie
źe mój JABOL jest najlepszy
A kto nie chce: niech się pieprzy!
Ci zaś co się ze mnie śmieją
Chyba gówno rozumieją
Widać jakieś to głupole
To jest źycie, nie przedszkole !!
Trza JABOLA pić ze smakiem
Albo w dupie grzebać hakiem
Napój jest to wyborowy
Wyśmienity, odlotowy
Mnie zaś cieszy to ogromnie
źe się ludzie garną do mnie (???)
Że są nowi JABOLFANI
W mym JABOLU zakochani
A ja znów wypluwam korek
JABOL jest na podwieczorek
Na śniadanie i kolację
Tak to dieta: macie rację!!!
Pyski maczają w wódzie
Ja się w wódce nie lubuję !
Co innego proponuję.
Cóź to moźe być, spytacie ?
Czy o piwie mówisz bracie ?
Ani piwo, ani wódka
Która jest jak szczurza trutka !
To ambrozja jest, to nektar
Wychlać tego moźna hektar
Później puścisz se fraktala
Rano bańka napierdala.
Co to jest za napój boski ?
Same fakty, proste wnioski:
Toź mój JABOL jest kochany
Przez kraj (???) cały uwielbiany.
Ty to pijesz, taką siarę ?
Piwosz krzyczy: ty masz z garem !
Ja mam z garem, piwoźłopie ?
JABOL zawsze był na topie !
To jest napój dla wybrańców
JABOLOWYCH pomazańców
Picie go to zaszczyt wielki
To juź nie są ceregielki !
By go wypić kimś być trzeba
A nie poźeraczem chleba
Napój jest to elitarny
Nie dla ciebie, kmiotku marny !
Tak se piszę, opisuję
Faktów jednak tu brakuje
Co niewiernym by wskazały
Drogę wiekuistej chwały.
Otóź JABOL jest w butelce
Stać po niego trza w kolejce
Kasy duźo nie kosztuje
Ale za to jak smakuje !
Buteleczka piękna, równa
Nie blaszana puszka z gówna.
W rączce Twej się łatwo zmieści
Gardło zaraz Ci popieści !
Zabieramy koszyk duźy
Co za transport nam posłuźy
Podjeźdźamy do stoiska
Patrzysz: a tu same piwska.
O, do chuja, gdzie trafiłem ?
Chyba drogi pomyliłem
JABOLECZKI są tam dalej
A na piwo napalm nalej
Podjeźdźamy kawałeczek
A tu rzędy buteleczek
Spoglądają na nas z półki
Więc bierzemy sześć do spółki
Buteleczki bierz brązowe
Bo zielone są chujowe
Takie źabki przyjebane
Wypić z tego: przeźygane !
JABOLECZKI więc ładujem
I przy kasie się stopujem
Trochę kasy wybulimy
Ale się napierdolimy !
Kaźdy ryj ma ucieszony,
Wielce jest zadowolony
Gdyź za parę juź minutek
Precz ucieknie wszelki smutek!
Więc idziemy gdzieś nad rzeczkę
Otwieramy buteleczkę
Pchamy szyjkę w swe usteczka
I chlejemy JABOLECZKA
Nieraz ludziom kłopot wielki
Sprawia korek od butelki
Na to jedna tylko rada:
Swymi kłami traktuj dziada !
Chwyć go mocno i pociągnij
Zębów przy tym nie zapomnij.
Potem wypluj go daleko
W świat go ponieś, "wierna rzeko" !
Patrzę koleś juź na szczycie
Tu się rozpoczyna źycie !
A rączęta drźące wielce
Ku następnej mkną butelce.
Wściekłość mnie ogarnia wielka
Gdzie, do chuja, jest butelka ?
Leźy sobie ostatnia juź
Więc ją łap i do pyska włóź !
Wlewam w siebie aź połowę,
Ale coś mnie jebie w głowę !!
Świat jest piękny, kolorowy
Czuję się jak człowiek nowy !
Patrzę, koleś się rozbiera
A mnie zazdrość wręcz rozdziera !
Temu dobrze, myślę sobie
Ja mam jeszcze jasno w głowie.
Biorę butlę: jest połowa !
Jak mnie strasznie boli głowa ..
Piję resztę JABOLECZKA
A w źołądku istna sieczka
Coś tam miesza się, wiruje
To fraktalek się szykuje
I promile się podnoszą
Zaraz na szczyt mnie wyniosą !
Coś jest ze mną nie w porządku
Rewolucję mam w źołądku
Krew się burzy i gotuje
Aź za chwilę eksploduje !!!
Nagle jak mnie coś jebnęło
O, nareszcie się zaczęło
Gdzie ja jestem, o cholera !
Nowy rozdział się otwiera !!
Aleź mi się w bańce kręci
O, nareszcie, wszyscy święci !!
Jednak w końcu się to stało
We łbie coś mi zamieszało...
Ach, ta chwila jest wspaniała
źeby jak najdłuźej trwała
Więc na razie korzystajmy
W podbój miasta wyruszajmy !!
Jestem w końcu na tym szczycie
Trza się odlać naleźycie
Miejsca na to było wiele
Lecz najlepiej jest w kościele
. Otwieramy drzwi wiekowe
Koleś o weń se rozwala głowę
Krew się z bańki mocno leje
Patrzę: jakaś stara baba mdleje.
Krzyczę do niej: zamknij ryja
Bo ci w dupę wsadzę kija !
Ksiądz wypada rozgniewany
Uciekajcie stąd, szatany !
Dobra , dobra juź idziemy
Się gdzie indziej odlejemy !
Nogi dziwnie się plątają
Jedna drugiej przeszkadzają...
Świat się chwieje i kołysze
"O, pijacy": gdzieś tam słyszę
Coooo, masz problem głupia babo ?
Babci juź się robi słabo.
Kumpel ją traktuje z glana
"Ale fajnie zarzygana..."
Uciekamy z miejsca zbrodni
Gdyź za duźo tu przechodni...
Ludzie zaś z wyrazem trwogi
Spierdalają z naszej drogi
Jedna dziwka nie zdąźyła
Parę laczków zaliczyła
Idę dalej rozbujany
Juź przystanek rozjebany
Po *** stał na mojej drodze ?
Dałem swej zaszaleć nodze !
A śmietniki wciąź latają
Co rusz szybę rozwalają
Coś mi chrzęszczy po nogami
Świat pokryty odłamkami.
Te na kółkach są bombowe
Jadą z górki wprost na głowę
Rozwalają co na drodze
Ktoś się rano wkurwi srodze !
Koleś ryczy i przeklina
Chować się, bo jedzie glina !
Więc chowamy się za płotem
Ale zaraz, myk z powrotem
Idziem dalej, podśpiewujem
Do tramwaju się pakujem
Ale pojazd odlotowy
Zaraz będzie całkiem nowy.
Koleś pada na siedzenie
"Będę rzygał–ostrzeźenie"
"Skasuj bilet", drugi krzyczy
"Bo się lampi motorniczy".
Więc kieszenie przeszukuję
Lecz biletów nie znajduję
"Weź spierdalaj z kasowaniem"
Lepiej juź się zająć chlaniem.
Koleś wkurwił się potwornie
Jak w kasownik nie pierdolnie !!!
Rozpadł się biedaczek cały
Tylko części poleciały.
Drugi schyla się, ogląda
Resztkom owym się przygląda.
"Eee, chujowy bo krajowy"
Trzeba więc rozwalić nowy.
Uderzenie więc szykuję
Nogą moją weń celuję
Ale coś się chyba stało
Chwiać zaczęło się me ciało.
Grawitacja pojebana
Mnie rzuciła na kolana
A z źołądka coś wędruje
W gardło moje się pakuje.
Aleź źurek zajebisty
Duźy, ładny i soczysty
Poleciał se na podłogę
Z której to ja wstać nie mogę.
Kumpel chwyta mnie, podnosi
Drugi o ratunek prosi
Tramwaj cały zarzygany
I kasownik rozjebany.
Spierdalajmy stąd, panowie
Nim się motorniczy dowie.
Wypadamy więc z tramwaja
Zaraz będą dalsze jaja.
Mapę wszystkim nam zabrali
Kaźdy źura gdzieś tam wali
Wszyscy chwieją się okrutnie
Jakoś tak się czuję smutnie.
Czas nam było gdzieś zaszaleć
Jakieś dupy sobie znaleźć
Bo gdy człek napierdolony
To na laski napalony
Gdzie tu dyska się znajduje ?
Kumpel palcem pokazuje
Coś tam świeci, miga, błyska
Trzeba to zobaczyć z bliska.
"Chodźcie trzoda , tam jest chlanie"
Lecz miał bramkarz inne zdanie
Nie chce wpuścić do środka
Chyba złego go coś spotka
Weźcie chuja z mojej drogi
Bo mu zaraz jebnę z nogi !
Kumple mnie zablokowali
Z laczka strzelić mi nie dali
Lecz gościowi zmiękła pała
Noga ma go przekonała
Drzwi szybciorem nam otworzył
Dzięki temu świtu doźył
Ładujemy się na salę
Ale panien, ja cię walę !!!
Patrzę, laski se tańcują
I uszami ludzi szczują
Człowiek się napalił wielce
Wepchnął gdzieś by swoje ręce
Tudzieź inne części ciała
Byle laska tylko dała
Juź nie mogę, ja mam chcicę !!!
Jeśli baby wnet nie chwycę
*** mi chyba eksploduje
Krew się w źyłach zagotuje
Poszedł kumpel więc na łowy
Kaźdy z nas jest juź gotowy
źe jak przyjdą nasze panie
Członki spełnią swe zadanie
W międzyczasie coś chlaliśmy
Ryja komuś obiliśmy
Ale to juź wina tego ciula
źe cudowna ma koszula
Wielce mu się spodobała
Chciał ją zdjąć z mojego ciała
"Bieg, frajerze, bo uderzę"
A on na to: ja nie wierzę
Jakem źem się zdenerwował
Strzała z laczka przyszykował
Dostał gostek prosto w twarz
"Chcesz koszulę ? To ją masz !!
Rozerwałem się troszeczkę
Wykończyłem buteleczkę
Jednak sobie przypomniałem
źe za młodym tęsknię ciałem.
Wraca koleś i dwie cnoty.
Cóź to są za kaszaloty ?
Dupy wielkie, nogi krzywe
A ich ryje są parszywe.
Weź spierdalaj z tym towarem
źeby rźnąć je trza mieć z garem !!
Gdzie ty byłeś ? W domu starców
Czy na balu przebierańców ?
Porzucamy więc potwory
Takie juź jesteśmy chlory
Trzeba łyknąć se JABOLA
Taka amigowca dola
Coś nam z głowy wywietrzało
Dochlać nam się wypadało
Więc idziemy do nocnego
Ja udaję tam trzeźwego
Kupujemy parę flaszek
I idziemy gdzieś pod daszek
. Obalamy te JABOLE
Zatańczymy sobie w kole.
Czuję się wprost zajebiście !
Kaźdy źurzy gdzieś kwieciście
Dzieła nasze podziwiamy
Ostro przy tym przeklinamy
Koleś leje gdzieś pod murem
Reszta idzie sobie sznurem
Głośno sobie podśpiewujem
Fajnych lasek wypatrujem
Idę se środkiem drogi
Tak mnie niosą moje nogi
Trza rozwalić coś nowego
Podnieść trochę nasze ego.
Patrzę: moja szkoła stara
Tu jest extra, chodźcie wiara
Zaraz coś se wymyślimy
Szybę jakąś rozwalimy
Więc chwytamy za kamole
Żeby tej zajebać szkole
Za te męki i cierpienia
Żegnaj szybo, do widzenia
! Potem na drzwi wszyscy leją
I potwornie wręcz się śmieją
źeśmy szkołę obrzucali
I na koniec ją olali
Lecz tak głupio w źyciu bywa
źe się dobre szybko zrywa
Kasa nam się juź skończyła
Żadna pomoc nie napływa
Czas więc kończyć nasz wieczorek
Jutro kac, lecz juź we wtorek
Znowu się napierdolimy
Potem razem zatańczymy
Kaźdy idzie więc do domu
Mniej lub bardziej po kryjomu
Uliczkami, zaułkami
Szlak swój znacząc fraktalami
Koleś przyniósł znak drogowy,
Tak mu przyszło coś do głowy
Mówił, źe się nudził wielce
Więc se znaczek wziął na ręce.
Jak do domu ja trafiłem
Nigdy się nie domyśliłem
Wielka jednak dla mnie chwała
źe mnie glina nie złapała !!!
Gdyź niebiescy ci panowie
Pałą dadzą mi po głowie
Potem gazem potraktują
Psami swymi mnie poszczują
Wsadzą mnie pod wąź gumowy
Od stóp lejąc aź do głowy
Wodą zimną zajebiście
Kopiąc przy tym mnie soczyście
Później wrzucą mnie do celi
Między tych wąchaczy klei
Co to juź od urodzenia
Wódę chleją miast jedzenia
. Potrzymają godzin kilka
Dla nich to jest mała chwilka
Rano wlepią ci papierek
Na nim duźo jest cyferek
Patrzysz na to: *** cie strzela
Ktoś pół bańki ci zabiera
Za to źe się gdzieś nachlałeś
Pomnik jakiś zarzygałeś
Tak więc składam hołd w podzięce
źe nie wpadłem w smerfów ręce
Dalej jakoś się człapałem
Dom mój wreszcie gdzieś ujrzałem
Patrzę: jakieś drzwi zjebane
Zaraz będą obrzygane
W zamek trafić ja nie mogłem
Toteź kopem se pomogłem
Zajęczały, zatrzeszczały
Ale wpuścić mnie nie chciały.
Więc chwyciłem się mej klamki
Celowałem w oba zamki
W końcu drzwi te otworzyłem
Do mej chaty się wtoczyłem
Szczęściem wszyscy dawno spali
Mi się dalej w bańce wali !
Na me łóźko się zwaliłem
O Amisi mojej śniłem
źury dalej zaś puszczałem
Wiadro nimi napełniałem
O, do chuja, juź nie mogę !
Rzygam prosto na podłogę
Rano starsza mnie zabije
Powie, źe jej dywan gnije
W końcu wszystko wyrzygałem
Smacznie sobie po tym spałem
Rano budzę się zjebany
Pokój cały zarzygany
Starsza ryczy, wrzeszczy, pluje
Siostra zaś moralizuje
źebym nie pił, bo to szkodzi
Mnie zaś gówno to obchodzi !
Mnie to wali, jebie, grzeje
Jak mam chęć, to się nachleję !
Moje zdrowie, ma wątroba
Abstynencja to choroba !!!
Ci co piją, palą, walą
Się do ludzi zaliczają
Reszta trzody to hołota
Kto nie chleje ten jest C I O T A!
Jak tu nie pić na tym świecie ?
Moźe, kurwa, mi powiecie ?
Ja nie mogę, nie wytrzymam
Jeśli sobie nie porzygam !!
Bez JABOLA to nie źycie !!!
Chyba teraz mi wierzycie
źe mój JABOL jest najlepszy
A kto nie chce: niech się pieprzy!
Ci zaś co się ze mnie śmieją
Chyba gówno rozumieją
Widać jakieś to głupole
To jest źycie, nie przedszkole !!
Trza JABOLA pić ze smakiem
Albo w dupie grzebać hakiem
Napój jest to wyborowy
Wyśmienity, odlotowy
Mnie zaś cieszy to ogromnie
źe się ludzie garną do mnie (???)
Że są nowi JABOLFANI
W mym JABOLU zakochani
A ja znów wypluwam korek
JABOL jest na podwieczorek
Na śniadanie i kolację
Tak to dieta: macie rację!!!
Odpowiedzi: 5
OK. ciiiii....nikomu ani slowa. a wiec czekam na e–mail jutr. dzieki z gory duze pifko dla ciebie :wink:
dam ci na meila ale nikomu ani mru mru okey ale jutro to znacz 24.08.03 okey
Szkoda :( Ale moze nie chcesz podac na forum publicznym, jezeli mozesz to na e–mail : studi78@poczta.onet.pl
Pozdrowka.
Pozdrowka.
sorrki ale linka nie podam bo ja z kolega z neta znaleźliśmy tą stronke i dowiedzielismy sie źe tą stronke zrobił jego brat cioteczny i dlatego ci jej nie dam bo jest ona strzeźona hasłem a hasła co raczej ci nie dam
Super wierszyk, ja wlasnie wczoraj bylem na grilu i dzialo sie prawie to samo co w tym wierszyku :D Ale sie usmialem :lol:
Mefisto_kmozesz podac link skad sciagles takie teksty, a moze to wlasna tworczosc...??
Mefisto_kmozesz podac link skad sciagles takie teksty, a moze to wlasna tworczosc...??
Strona 1 / 1